W życiu każdego z nas, zarówno prywatnym jak i zawodowym, pojawiają się chwile, które szczególnie zapadają nam w pamięć. Praca Opiekunki, mimo, że wiąże się najczęściej z rozłąką i tęsknotą za bliskimi, potrafi również dostarczyć miłych wspomnień i wzruszających chwil. Zapytaliśmy Pani Anety, do których momentów chętnie wraca w swoich myślach.
Czy na swojej drodze zawodowej spotkała Pani rodzinę, do której wracała Pani z myślą, że jedzie Pani do drugiego domu?
Wiele razy wracałam bardzo chętnie na zlecenia. Z pewnym poczuciem tęsknoty i ulgi, tak jak do domu, wracałam na zlecenie do Steinbuch, do podopiecznej mieszkającej wraz z synem i jego żoną. Bardzo przyjemnego gestu doświadczałam za każdym razem wracając na zlecenie do Mettmann, kiedy to mąż podopiecznej grał dla mnie na pianinie skomponowany przez siebie tzw. “Hymn powitalny” (śmiech). Również teraz, po 15stu latach doświadczenia w tej branży, mam pacjentów, do których wracam z podobną chęcią.
Jaki był najhojniejszy gest ze strony rodziny, którego Pani doświadczyła?
Pracowalam w Berlinie lekko ponad 4 tygodnie. W każdą środę córka mojej podopiecznej zabierała mnie na wycieczki po tym mieście. Dzięki niej zwiedziłam wiele ciekawych miejsc stolicy Niemiec. Mimo, że znałyśmy się tak krótko, była bardzo ciepłą osobą, dzięki czemu czułam się, jakbym spędzała czas z wieloletnią przyjaciółką. Na tym samym zleceniu spotkało mnie wspaniałe zaskoczenie podczas dnia zmiany z moją zmienniczką. Córka wraz ze swoją rodziną zamówiła kolację we włoskiej restauracji w Berliner Fernsehturm, aby móc miło spędzić czas z obydwoma opiekunkami, których pracę doceniali i za którą byli wdzięczni. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś podobnym, było to ogromnie miłe zaskoczenie.
Na pewno w Pani pracy było wiele pięknych i wzruszających sytuacji, czy któraś szczególnie zapadła Pani w pamięć?
Takich sytuacji przeżyłam bardzo wiele i do tej pory ich doświadczam. Wiele było chwil, gdy wracając do pracy po przerwie, podopieczni mówili “witaj w domu” lub “nareszcie jesteś z powrotem”. Z sentymentem wspominam wszystkie listy z podziękowaniami, które otrzymywałam od podopiecznych. Jeden z nich za każdym razem odręcznie pisał mi list z podsumowaniem czasu spędzonego u boku jego oraz jego żony. Zawsze z uśmiechem wspominam wspólną grę w chińczyka na jednym ze zleceń z podopieczną i jej rodziną, co działo się codziennie po obiedzie. Choć wydaje się, że mogłoby być to przez swoją powtarzalność uciążliwe, w którymś momencie uświadomiłam sobie, że jest to najsympatyczniejsza część dnia, w której niekiedy uśmialiśmy się do łez. Czasem podopieczni mówili, że czują się obdarzeni troską, jakbym była ich córką. Tym najpiękniejszym wspomnieniem jednak był dzień wyjazdu z jednego ze zleceń, gdy córka podopiecznej żegnając się ze mną powiedziała, abym podziękowała mojej mamie za to, że mnie urodziła i wychowała, bo dzięki temu teraz jej mama jest przy mnie szczęśliwa. Ciężko opisać słowami emocje przy tym towarzyszące.
Utrzymuje Pani kontakty z rodzinami po zakończeniu zlecenia?
Tak, po zakończeniu zleceń bardzo często pozostaję w kontakcie z rodzinami moich podopiecznych, nawet jeżeli nie było mi dane długo pracować u boku ich bliskich. Z kilkoma osobami utrzymuję kontakt już wiele lat. Często rozmawiamy, co roku wysyłamy sobie życzenia urodzinowe oraz świąteczne. Opowiadamy sobie o swojej codzienności, czasem o emocjach odczuwanych po stracie bliskich i wzajemnie okazujemy sobie wsparcie.
Poza utrzymywaniem kontaktów z samą rodziną, zdarzyło mi się poznać sympatyczną staruszkę, sąsiadkę moich podopiecznych, która urodziła się na Dolnym Śląsku. Gdy jeszcze zdrowie jej pozwalało, odwiedzała co roku te strony, a nawet rodzinę obecnie mieszkającą w jej rodzinnym domu. Zawsze wita mnie szczerym uśmiechem, opowiada ciekawostki sprzed lat, a żegna słowami “proszę pozdrów ode mnie moje kochane Karkonosze”.